Wspomnienia s. Klary Jaroszyńskiej #20

***

Ludzie. cd.

Para małżeńska. Miodowy tydzień spędzają w domu rekolekcyjnym w Laskach. Rekolekcje na wstępie do małżeństwa. Białe kokardki i czyste, lśniące, nowiutkie obrączki na palcach, a w sercu sama tkliwość, rzewność, rozmarzenie. Pierwszy małżeński pocałunek, łaska stanu jest niemal dotykalna, a świat chce się objąć w swoje ramiona. I w tym nastroju, pierwsze wspólne popołudnie. „Ciche pukanie do pokoju. Odpowiadamy zgodnie: prosimy. Otworzyły się drzwi. Wszedł Ksiądz i usiadł naprzeciw nas. Zobaczyliśmy go po raz pierwszy. Wysoki, mocnej budowy, o pogodnym, pełnym dobroci spojrzeniu. Przyszedł do nas z rekolekcyjną nauką. Ale my szczęśliwi i dumni zaczęliśmy mówić o sobie i o naszych planach na przyszłość. O tym, jak w okresie narzeczeństwa wypracowaliśmy nasz ideał urodziny i co chcemy osiągnąć. A on siedział i słuchał naszego gadania, naszych wynurzeń i o ile pamiętam nie przerwał ani słowem. Słuchał uważnie i z pełnym zainteresowaniem”.
Umiał też w szczególny sposób słuchać spowiedzi. Jeszcze w Tywonii ktoś go przy takiej okazji podpatrzył. Widział, jak siedząc w konfesjonale i spowiadając przez dłuższy czas, ksiądz uśmiechał się, jakby się z czegoś bardzo cieszył. Był tym nieco zaskoczony, więc zapytał go potem o powód tej niezwykłej radości. A Ksiądz Ali, że to chyba jasne – cieszę się razem z Panem Jezusem, bo dla Niego to chyba duża radość, że go używa jak balii do prania, nie mniejsza zresztą jak i dla niego, Alego, że może być tak nie byle komu użyteczny. I zacierał skostniałe nieco ręce z ogromnym zadowoleniem, choć widać było, jak mocno był zmęczony.
Potem już tak będzie zawsze, gdy spowiadał. Radość, może tylko z czasem mniej dziecięco objawiana, i skupiona uwaga.
Kaplica w Laskach.
Gdy ktoś podchodził do konfesjonału, Ksiądz zamierał w bezruchu. Można było mówić długo, jak długo się chciało, a nie drgnął, nie ruszył się, nie przerwał, dopóki nie powiedziało się, że koniec. Wydawało się, jakby go nie było. Pusty konfesjonał, a w nim Chrystus. I tylko takie słowa, jakie były właśnie potrzebne: „Chodzi tylko o miłość. Dobrze przeżyć to co Bóg daje na co dzień. Bądź zwyczajnie dobry. Bądź dobry dla każdego. Zwróć uwagę na milczenie. Najlepsze przygotowanie do Komunii świętej to Ojcze nasz. Mów uważnie Ojcze nasz. Milczenie wewnętrzne. Cisza i spokój duszy. Czy jesteś gotowa swoją miłość tak daleko posunąć, jak Bóg tego zażąda?”
A potem ręka dająca rozgrzeszenie i błogosławieństwo.
A przecież te spowiedzi nie zawsze były dla niego łatwe. Ot, taki zdawałoby się drobiazg. Od czasu szkarlatyny, którą przebył jako młody chłopiec, źle słyszy na jedno ucho. To z czasem się spotęgowało. Ludzie o tym przeważnie wiedzieli i podchodzili do konfesjonału od strony zdrowego ucha. Jednak nigdy nie zareagował, gdy ktoś zrobił inaczej. Od razu zmieniał pozycję, Odwracał się, przechylał i tak pozostawał bez ruchu, oczekujący, Uważny. Pozycja ta później, w ostatnich stadiach choroby, przysparzała mu szczególnych cierpień, miał przecież jedną stronę ciała obolałą i opuchniętą. Nigdy przecież, żeby ulżyć swoim cierpieniom nie popełnił czegoś, co mogłoby kogoś urazić, czy być cieniem jakieś niedelikatności. Wydawało się nawet, że może w ogóle to jego cierpienie się nie liczy.
cdn.