Te kolejne „obrazki” z życia księdza Aleksandra bardzo wzruszają… Zapraszamy do lektury.
***
Ludzie. cd.
Wydawało się, że im bardziej cierpiał, bardziej był chory, zmęczony, gdy siły go opuszczały i obiektywnie trudniej mu było iść ludziom z pomocą, tym subiektywnie stawało się mu to coraz łatwiejsze, jakoś wychodziło samo, jakby Go coraz mniej kosztowało.
Jakieś dobijanie się po nocy, zajeżdża chłopska furka z chorą kobietą po krwotoku, do księdza, do sakramentów.
Na plebanii dwóch młodych wikarych i siostry. W „gołębniku” zgorączkowany, ciężko chory Proboszcz. Są to już ostatnie miesiące życia. Wszyscy uśpieni. Młodsi księża, siostry opędzają się przed natarczywy pukaniem jak od sennej zmory. Nie mogą sobie uprzytomnić, że to rzeczywistość. Dopiero głos Księdza wyrywa ich ze snu. Jest już w sutannie, już przy chorej. Sakramenty? – Tak, szybko i prędko wieźć do szpitala, ratować człowieka.
Zaspani księża, zmęczone zakonnice wyrwane z pierwszego snu i on – przytomny, rozważny, silny.
*
Idzie przez las, utyka, ledwie niesie na sobie swoją pelerynę. Gdzieś w lasku przysiada. Kobiety ze wsi, wracając ze sklepu, tak go zastają. Tłumaczy. że idzie do Sierakowa, do tych ludzi po wypadku z granatem. „Nic im nie pomogę, ale będę z nimi w ich nieszczęściu”. Kobiety nie mogą na to patrzeć, naradzają się, któraś wraca po taksówkę. Gdy ją zobaczył, obruszył się nagle. Pamiętają to do dziś, tak to było niespodziewane u tego zawsze łagodnego człowieka. Ale już po chwili tłumaczy spokojnie: „Nie widziałyście prawdziwie zmęczonych. Idźcie do huty, zobaczcie waszych mężów”. Wlecze się dalej, sam, bez pomocy.
cdn.