Wspomnienia s. Klary Jaroszyńskiej #5

***

W kraju dzieciństwa c.d.

W pobliżu dworu były jeszcze dwa budynki. Oficyna „na górce” i drugi pięknie zwany „hancybra”. Oficyna ważna dlatego, że tam mieszkał domowy nauczyciel i odbywały się lekcje. Poza tym tam rodziły się niektóre dzieci – najpierw Druś, a w dziesięć lat później Ali. W hancybrze zaś na wiosnę pełno było koszy z kurczętami, pantarkami, indyczkami i też rodziły się dzieci, tylko że kucharce, nazwiskiem Polka. Polczyne niemowlęta kolebało się, ku podziwowi dzieci ze dworu, w koszu zawieszonym u sufitu.

A dalej to już był ogród – ścieżki, alejki, trawniki, krzaki, drzewa. Wszystko w nim miało swoje „dziecinne znaczenie”. „Od hancybry do wylotu alei wjazdowej były duże gęste krzaki, wśród których najcenniejszym był wielki krzak berberysu z długimi, wygiętymi gałęźmi, które były najlepszym materiałem na łuki, silnym i sprężystym”- referuje Tadzio, wymieniając jeszcze kilka zastosowań w dziecięcym świecie tego, zdawałoby się, tylko ozdobnego krzewu. Tu też w ogrodzie, pod świerkami siadała „Madamcia” w wielkim słomianym kapeluszu, coś zawsze cerowała i bacznie zważała na dzieci. Ale potem w pewnym momencie z ogrodu wyruszało się na podbój świata.

„W miarę wyrastania – pisze Marysia- coraz dalsze części ogrodu były przez nas zajmowane. Aż raz wybrałam się z Alim na zdobywczy spacer w pole. Wstaliśmy rano i wymknęliśmy się przez folwark na tok. Na granicy stały ogromne topole, po naszemu te topole ruszając się robiły wiatr, podobnie jak sosny w ogrodzie. Była rosa i cudowny świat – biegliśmy na przełaj jakimiś polami uradowani.”

„Raz pojechaliśmy oboje z Alim konno, wcześnie rano do Okna. Gdy wracaliśmy, złapała nas burza. Na polach tak było dziwnie.”

„Kiedyś Jurek i Ali wybrali się już z Kamionek do Klebanówki na nartach, zjeżdżali tą drogą z pieca na łeb na Skałce, od kapliczki do tarnopolskiej drogi. A ja tak się bałam.”

A  Anielcia: ”Droga szła tak jakby szerokim jarem, a potem po górce wychodziło się na pole i dalej ciągle się wznosiła, aż dochodziło się do Murla. Był to taki mały pagórek, może kurhan, bardzo wysoko położony i stamtąd był daleki widok. Falistość terenu zaznaczały różnokolorowe łuny, zachody. Widziało się stamtąd uprawne pola i szachownicę zagonów i można tam było siedzieć i patrzeć jak w morze.”

Tak właśnie klebanowieckie dzieci chłonęły w siebie świat cudowny od rosy, dziwny i niesamowity w czasie burzy, zaśnieżony czy znaczony łunami zachodu. Już nie ten mały, dziecinny, który oglądali pod okiem „Madamci”, ale duży świat, pełen kresowej egzotyki. „Póki byliśmy mali, do jakiegoś szóstego – siódmego roku życia, „Madamcia” nas pilnowała i trzymaliśmy się jej. Później mieliśmy dużo wolności. Bawiliśmy się w dużym ogrodzie, na folwarku, wychodziliśmy w pole, do lasku za ogrodem i drogą tarnopolską, tak się nazywała, bo tą drogą jechało się przez Hujajpole, koło Białej Karczmy, przez Kujdańce, Czerniejów Mazowiecki, Czołhańszczyznę do Tarnopola. Lasek za drogą tarnopolską nazywał się Skałką.”

W daleki świat prowadziły drogi zwykłe, ale też i niezwykłe. „Przez pola Klebanówki o dwa kilometry na północ od wsi biegła droga szeroka – bosa, jak się mówiło – a więc nie murowana, nie szosa, ze Zbaraża do Podwołoczysk nad Zbruczem. Dziwna to była droga. Nie szła od wsi do wsi, jak zwykle drogi idą, ale na przestrzeni dwudziestu pięciu kilometrów omijała wszystkie wsie, biegła stosunkowo prosto, raczej grzbietami falistego kraju, a jadący nie widział prawie wsi gęsto rozłożonych po obu stronach w dolinach i jarach. Droga ta miała nazwę Czarny Szlak albo Tatarski Szlak, w skrócie mówiło się: Szlak. Z Klebanówki dojeżdżało się do Szlaku i Szlakiem do Zbaraża.”

Rodzeństwo, od drugiego od lewej: Jerzy, Andrzej (Druś), Tadeusz, Olga, Jan, Maria, Aleksander, Aniela

I to był właśnie kraj lat dziecinnych Alego. Jego samego, wyodrębnionego z tego świata, prawie nie było. Był jednym z ośmiorga dzieci, był wśród nich, jako drugi od końca ustawiony hierarchicznie niżej i przynależący do grupy młodszych. Jeśli ktoś nie rozumie tego zróżnicowania w gromadce rodzeństwa, niech przeczyta zakończenie listu Marysi zawierającego wspomnienia z dzieciństwa, pisanego do starszego o pięć lat Tadzia. „A potem Jurek się ożenił i rozjechaliście się po trochu. Wtedy już nie biegaliśmy za waszymi końmi po polach, ale zaczęliśmy sami jeździć.” A więc gdy starszy brat się ożenił, nastąpił awans społeczny młodszych – dosiedli koni.

W swoich wspomnieniach rodzeństwo również operuje grupą. „Dziwimy się, że niby tak mało pamiętamy o Alim, ale on rzeczywiście nie wyróżniał się, był dzieckiem w szczęśliwej gromadce. Razem bawiliśmy się w niewidzialność, w pana i w panią, lepiliśmy bałwana, razem…”. Tak, wszystko robili razem.

cdn.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.