Czas i cmentarze

W ten radosny dzień – w Wigilię Wszystkich Świętych, a jednocześnie dzień trudny dla nas wszystkich ze względu na zamknięte cmentarze, zapraszamy serdecznie do spędzenia czasu z ks. Aleksandrem Fedorowiczem. „Cmentarz nie jest miejscem smutnym…” Jak zawsze ks. Ali w piękny filozoficzno- poetycki sposób ujmuje istotę życia, naszego jestestwa.

***
CZAS I CMENTARZE

Różne są cmentarze. Są cmentarze wiejskie, często zarośnięte trawą i krzakami, pełne świergotu ptaków, wilgotne, pogodne, zapomniane. Są cmentarze w wielkich miastach, przywalone ciężkimi płytami marmuru i cementu, poprzecinane gładkimi ścieżkami; rzeźby, kapliczki, krzyże wysokie, kopcące lampki, kwiaty w szeregu. Są cmentarze wojenne, pokorne, czujne, zdyscyplinowane wśród pól, lasów i łąk. Są groby samotne, kurhany stepowe, cierpliwe i ciężkie piramidy faraonów.

Ludzie nie lubią myśleć i mówić o śmierci, a groby uważają za rzecz bardzo ponurą i smutną, tym smutniejszą, że nieuniknioną. Tymczasem dla chrześcijanina myśl o śmierci wcale nie jest smutna, lecz bardzo pouczająca. Wśród grobów tajemnica czasu i istnienia w jakiś szczególny sposób narzuca się naszej świadomości. Cmentarze są śladem wczorajszego dnia, który był niegdyś równie mocny, jedyny i ważny, jak dzień dzisiejszy.

Byłoby jakąś wielką ciasnotą zamknąć ludzką myśl w ramach bieżącej chwili. Przeszłość nie przestaje być ważna, ale przeciwnie, zachowuje ogromne znaczenie i to nie tylko dlatego, że jest wielu więzami związana z przyszłością. Wszystko, co się przesunęło przez tajemniczą soczewkę istnienia było i już się nie może obrócić w nicość absolutną. Byt jest rzeczą najbliższą nam, a równocześnie najbardziej tajemniczą. Powiedzmy szczerze, że nie rozumiemy naszego własnego istnienia, ani nie pojmujemy, dlaczego istnienie taki właśnie przybiera kształt.

W każdej chwili świat jest tym, czym jest, ale nie jest jeszcze tym, czym się za chwilę stanie. Cała rzeczywistość świata materialnego sprowadza się do nieskończenie ostrej granicy pomiędzy „będzie” a „było“. Wszystko, co nas otacza, i my sami wynurzamy się nieustannie z ciemnej nocy przyszłości. Ciągle na nowo się stajemy. Można powiedzieć, że Bóg ciągle stwarza świat, kiedy swoją wszechmocą wyprowadza z nicości jutrzejszy dzień.

Z czasem jest w ogóle dziwna historia. Nie ulega wątpliwości, że chwila, gdy zaczynałem pisać to zdanie, już przeminęła. Ale właściwie co minęło? Ta sama góra pokryta lasem stoi za moim oknem jak stała, podobnie też kwiaty na stole, tylko pająk pod oknem posunął się o trzy centymetry. A jednak w pewnym znaczeniu wszystko przeminęło, bo to, co było, już nie jest. Z jednej strony uderza jakaś wspaniała potęga bytu materialnego świata. Piętrzą się olbrzymie skały, woda cierpliwie lśni w głębokich studniach, ciepły wiatr porusza gałązki jabłoni. Świat jest. Każdym atomem, każdym promieniem, kroplą potu, która spływa po twarzy żniwiarza — świat jest. Wszechmoc stoi poza nim. Świat trwa. Z drugiej strony w samym pojęciu trwania zamyka się przemijanie i ciągłe stawanie się. Mówi się o niszczycielskim działaniu czasu, o „zębie czasu“. I rzeczywiście podobno nawet najtwardsze skały wietrzeją, góry zamieniają się w piasek, nie tylko studnie, ale i morza wysychają, a liście jabłoni pożółkły.

Świat materii poddaje się biernie, posłusznie i nieświadomie swojemu losowi. Tylko ludzka myśl wyłamuje się z granic czasu, krąży nad wielkim cmentarzyskiem przeszłości, wygrzebuje z ziemi gładzone czy łupane kamienie, które człowiekowi służyły przed tysiącami lat, odbudowuje ruiny zamków, zagłębia się w żółte pergaminy, nad którymi się pochylał średniowieczny mnich. Myśl cofa się do chwili powstania ludzkości, powstania ziemi, układu słonecznego, śmiało posuwa się po szlakach milionów i bilionów lat, zagłębia się w mgławicy, nieukształtowanej jeszcze materii i gdziekolwiek widzi ruch czy jakąkolwiek zmianę, szuka przyczyny. Staje w końcu u progu tego wszystkiego co zmienne, u granic czasu, który jest miarą zmiany, tam, gdzie się już nic nie staje, tylko jest Ten, który jest wieczny, poza czasem, Stwórca świata i czasu.

Myśl unosi się nie tylko nad gruzami przeszłości, ale śmiało zanurza się w tajemnicze, pełne nadziei fale przyszłości. Człowiek wychodzi naprzeciwko jutrzejszego dnia świadomie i cierpliwie, jak żniwiarz w gorący letni czas. Godzina po godzinie żnie jak sierpem, zostawiając za sobą snopy przeżytych dni. Życie człowieka jest żniwem dla Boga. Człowiek ma w ręku nie tylko glinę własnego życia, ale nadaje też świadomie kształt światu, który go otacza. Tworzy, bo jest do Boga podobny. Nadaje kształt tej rzeczywistości, która przez jego ręce wraz z czasem przepływa. Ten dar tworzenia w sobie samym i w świecie największą na człowieka nakłada odpowiedzialność.

Powróćmy do naszych cmentarzy. Oni już zeszli z pola, ustąpili nam miejsca, a sami poszli po zapłatę. Chwila spotkania człowieka z Bogiem jest chwilą całkowitej prawdy. Wszystkie tytuły, etykietki, zasłony, kostiumy i foremki odpadają, pozostawiając człowieka w całkowitej, nagiej prawdzie tego, czym jest. Tam już nie ma miejsca na udawanie. Jeżeli miał w duszy prawdziwą miłość, to jest jak lampa płonąca światłem nie swoim, lecz Bożym; jeżeli miłości nie ma, to chociażby był obwieszony różańcami i orderami, a owinięty sławą, nic mu nie pomoże.

Cmentarz nie jest miejscem smutnym. Oddycha się na nim szeroką przestrzenią czasu. Chwila bieżąca przestaje być jedyną ważną chwilą. Bóg i wieczność pochyla się nad tajemnicą naszego istnienia.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.