Dziwne fakty, ale prawdziwe.

Ks. Aleksander przebywał w sierpniu 1943 r. w Krakowie, gdzie przez miesiąc zastępował u Sióstr Wizytek chorego ks. kapelana. S. Maria Elżbieta Zaleska, Wizytka w Zakonie Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Krakowie, autorka poniższego świadectwa, napisała w liście do ks. Tadeusza po śmierci Jego Brata, w listopadzie 1965 r.: „Zaraz się ludzie na nim poznali, i pamiętam, że mówiono, że tyle w konfesjonale przesiaduje, że wciąż o niego proszą, bo taki dobry spowiednik itp., a przecież był jeszcze bardzo młodym kapłanem.” Ksiądz Ali bywał jeszcze parę razy u Sióstr w drodze do Zakopanego, czy Tyńca. Siostra zapisała: „Pamiętam, jak jednego razu miał dawać rekolekcje w Tyńcu i jak bardzo prosił o modlitwę, bo…’to niełatwo nawracać benedyktynów’.” 😁 I jeszcze: „Przyznam się, że po Jego śmierci zmuszać się musiałam, żeby modlić się o spokój jego Duszy, takie miałam wrażenie, że On już szczęśliwy i wysoko w Niebie.”

To przekonanie o świętości kapłana nie było obce wielu świadkom Jego życia. Poniższe świadectwo jest na to przykładem. Ciekawi jesteśmy Waszej reakcji 🙂

***

s. Maria Elżbieta Zaleska VSM

Ks. Aleksander Fedorowicz w 1943 r. przyjechał do Krakowa z chorym ojcem, którego umieścił w szpitalu. Przyszedł mnie odwiedzić. W tym czasie chorował nasz Ksiądz Kapelan. Z polecenia Matki Przełożonej zapytałam Księdza Aleksandra, czy zgodziłby się go zastąpić. Z radością przyjął propozycję mówiąc, że mu to nawet bardzo na rękę, i zaraz przeniósł się do nas na kapelankę.

Kościół Sióstr Wizytek w Krakowie; źródło: wizytki.pl

Któregoś dnia Siostra zewnętrzna obsługująca zakrystię zauważyła, że Ksiądz Fedorowicz ma sutannę niezmiernie zniszczoną i szepnęła Siostrze zakrystiance, by ją Siostry naprawiły. Siostra zakrystianka podała zapasową sutannę, którą ma zawsze pod ręką dla kapłanów. Ks. Aleksander bez najmniejszego sprzeciwu zaraz przywdział pożyczoną sutannę i podał Siostrom swoją. Rzeczywiście, potrzebowała gwałtownie reparacji. Siostra szatna sama chciała ją wykonać i zrobiła to bardzo starannie. Następnie dała sutannę swojej pomocnicy do wyprasowania. Gdy mi ta Siostra oddała naprawioną i odświeżoną, powiedziała mi z jaką przyjemnością tę pracę wykonała, bo unosił się taki śliczny zapach fiołków czy konwalii. Uderzona tymi słowami, napomknęłam coś o tym Siostrze szatnej. Ta ucieszona potwierdziła mi ten sam fakt, że i ona tę piękną woń odczuła, ale że mi przedtem o tym nie mówiła „wstydząc się i tłumacząc sobie, że to zapewne tylko imaginacja…” Jednakże obie Siostry są zrównoważone, i ani jedna ani druga Siostra nie są wcale skłonne do „imaginacji”.

Dziwne fakty, ale prawdziwe.

Wkrótce potem ta sama Siostra spostrzegła, że Ksiądz ma bardzo zniszczone buciki. Znów sprawę poruszyła. Postarała się o inne obuwie. Podała je Księdzu, który, znowu całkiem po prostu, natychmiast zdjął swoje i włożył pożyczone. Duża robota czekała siostrę szewczarkę. Już kilka dni leżały u niej trzewiki. Aż tu przychodzi urgens (ponaglenie – przyp. FPA) od siostry zewnętrznej, ażeby szewczarka się zlitowała i prędzej buty oddała, bo Ksiądz już chodzić nie może: skóra starta na nogach… A przecież codziennie od nas obiad zanosił ojcu… Okazało się, że pożyczona para obuwia była znacznie za mała na jego nogę. A Ksiądz przez kilka dni, ani słowem się nie upomniał – aż wyszło na jaw jego umartwienie…

Raz wcześnie rano wzywa mnie Siostra Dyrektorka, abym zaraz do niej przyszła. Wręcza mi kopertę z dużą intencją mszalną i poleca mi natychmiast zanieść ją Księdzu Aleksandrowi. Tłumaczy mi Siostra, że w nocy śnił jej się Pan Jezus i kazał jej pewną kwotę dać Księdzu. Biegnę na dół i zastaję jeszcze Księdza przy śniadaniu w rozmównicy. Oddaję mu intencję z prośbą o Mszę świętą. Nazajutrz ze wzruszeniem opowiada mi ks. Aleksander, że miał zaraz jechać po ojca wypisać go ze szpitala i zapłacić rachunek. I właśnie się biedził, bo mu brakło pieniędzy, a nie wiedział skąd wziąć…

Była to dokładnie ta suma, którą mu Siostra Dyrektorka przysłała.

Ks. Aleksander na początku swojej drogi kapłańskiej razem z bratem ks. Tadeuszem.

Kiedyś prosi mnie Ksiądz, żeby mu kochane Siostry z kuchni tyle jeść nie dawały. Zjada wszystko, aby siostry nie myślały, że mu nie smakuje, a wszystko takie dobre. Przy następnym posiłku dostaje drugie tyle. Zjada wszystko, żeby siostrzyczkom przykrości nie robić. Nazajutrz… jeszcze większe porcje: „… Ale teraz – to już naprawdę nie mogę”– mówi wzruszony i rozbawiony ks. Aleksander. Okazuje się, że te dobre Siostrzyczki odbierając puste półmiski, wciąż więcej nakładały z obawy, że „z pewnością wciąż jeszcze za mało”.

Ks. Aleksander nieraz do mnie pisywał, dzielił się wiadomościami od księdza Tadeusz z Iz., Donosił o swoich naukach i egzaminach, prosił usilnie o modlitwy itd.

Kiedyś zauważyłam, że na kopercie adresuje do mnie: „ Prze…” i prosiłam, by tak nie pisał, bo jestem zwyczajną siostrą. Ksiądz odpisuje: „… Ja także jestem zwyczajnym księdzem a siostra pisze: „Prze… Ha ha, kto pierwszy zaczął?”

Na ogół pozostawił u nas niezatarte wspomnienie: uderzała nas Jego pobożność, prostota, pogoda ducha, umartwienie… Coś promieniowało z Jego postaci, co zdradzało zjednoczenie z Bogiem. O jego świętości jesteśmy przekonane.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.