Myśli na temat wiary i Ewangelii #2

A Jezus odparł: „Uwierzyłeś dlatego, żeś mnie ujrzał. Tomaszu, błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20, 28-29).
Kiedyś sądziłam, że ludziom współczesnym Jezusowi łatwiej było uwierzyć niż nam dzisiaj. Przecież byli świadkami Jego cudów, mogli Go dotknąć, porozmawiać, przytulić. Dzisiaj już tak nie uważam. To co wydaje się nie tak oczywiste, może być przeszkodą w przyjęciu prawdy. Bo jak pogodzić tajemnicę wcielenia Boga w Człowieka, zapowiedź Eucharystii. „A wielu spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, mówiło: «Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?»” (J 6,60)  Apostołowie dotknęli Ewangelii namacalnie, choć nie wszyscy, jak wiemy, ją przyjęli. My również poznajemy Jezusa dzięki Ewangelii…

Św. Hieronim napisał, że „nieznajomość Pisma Świętego jest nieznajomością Chrystusa”.

Gdy prosimy Ducha św. o pomoc, On uzdalnia nas w rozumieniu i uwierzeniu Jego Słowu. W uwierzeniu np., że chleb na ołtarzu staje się Ciałem a wino Krwią Jezusa. Jesteśmy tak logiczni i racjonalni w swoim myśleniu, zatem – powtarzając za ks. Alim – przyznajmy: „Albo nie był On tym, Kim był, albo musi się Mu uwierzyć”.

Zapraszamy na słowo ks. Aleksandra 🙂

***

ks. A. Fedorowicz
Myśli na temat wiary i Ewangelii

część 2

I Ewangelia pokazuje wiarę w jej dynamice, w jej przypływach i odpływach. Wiara nie jest czymś statycznym. Ma  swoje spiętrzenia i swoje niziny. Wierzący może na nowo uwierzyć. Ewangelia z upodobaniem zaznacza: „I uwierzyli weń uczniowie Jego” (J 2, 11). Głęboko wzrusza głos nieszczęśliwego ojca: „Wierzę, Panie, zaradź niedowiarstwu memu” (Mk 9, 23). Wiara się załamuje w Judaszu, niepokoi Piłata, wzbudza wściekłość faryzeuszów, wiarą i niewiarą popychane tłumy przychodzą i odchodzą, wołają: „Hosanna” i „Strać Go”. Wiara przemienia Magdalenę, pociąga Piotra, celnika czyni apostołem. Okazuje się jakąś straszliwą siłą twórczą, która przekroczy granice Palestyny, pokoleń i wieków.

Ona buduje sierocińce, szpitale,  leprozoria, uniwersytety i szkoły. Z niej, jak ze źródła, będzie czerpać kultura i sztuka europejska a dziś już ogólnoludzka. Ten niesłychany dynamizm wiary ma tylko jedno źródło: osobę Chrystusa Pana.

Wiara chrześcijańska to jest uwierzenie komuś, komu się uwierzyć musi.

Albo nie był Tym, Kim był, albo musi Mu się wierzyć. Nic dziwnego, że ci, którzy nie wierzą i chcą swoją niewiarę uzasadnić, usiłują Chrystusa unicestwić. Jeżeli jest, to jest „Światłością świata”, „Drogą, Prawdą i Życiem”, a zatem nie ma Go i nigdy nie było. Jeżeli jest, to jest Bogiem i człowiekiem w jednej osobie — absurd w rozumieniu wielu, a więc wbrew najbardziej oczywistym świadectwom trzeba Go zepchnąć w nicość. Kapłani izraelscy byli w trudniejszym położeniu, ponieważ nie mieli za sobą przepaści dwudziestu wieków, w której, mogliby Go pogrzebać i unicestwić, nie mogąc okropnego węzła w żaden sposób rozwiązać i nie chcąc uwierzyć, zabili Go. Kiedy nagie krwawe ciało zawisło na krzyżu, przestali się Go bać. Szydzili z Niego i mówili: „Jeśliś jest Synem Bożym, zstąp z krzyża” (Mt 27, 40). Ale Chrystus z krzyża nie zstąpił, tylko się modlił: „Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23, 34). Potem obiecał łotrowi, który był na drugim krzyżu obok rozpięty, że dziś będzie z Nim w raju, zostawił ostatnie zlecenia Matce i uczniowi, którego miłował. Podjął wreszcie najstraszniejszą udrękę, jakiej może doznać człowiek kochający Boga, a mianowicie chciał przeżyć w swoim ludzkim sercu poczucie wewnętrznego opuszczenia przez Boga i w ten sposób dopełnił miary ludzkiego cierpienia. Na koniec zawołał głosem wielkim: „Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mego” (Łk 23, 46) i skonał.

Śmierci Jezusa towarzyszyło zaćmienie słońca i przedarcie na poły zasłony zakrywającej w Świątyni Jerozolimskiej miejsce najświętsze. Kapłani żydowscy zrozumieli, że popełnili błąd. Straszliwy dla nich problem wiary w Chrystusa, Boga-Człowieka, nie został rozwiązany. Jeden błąd drugim wspierają, pieczętują grób i straże przy nim stawiają. Trzeciego dnia, zgodnie ze swoją zapowiedzią, Chrystus zmartwychwstał. Kapłani są konsekwentni w swojej niewierze. Strażnikom, którzy im donieśli o wyjściu Chrystusa z grobu, dali dużo pieniędzy z poleceniem: „Powiadajcie, że uczniowie Jego przybyli w nocy i w czasie snu naszego wykradli Go” (Mt 28, 13). Nie mogąc inaczej uzasadnić swej niewiary, negują fakty. Czynią to zresztą bardzo niezgrabnie, bo powołują się na śpiących świadków.

Natomiast niewiara uczniów, która się pogłębiła w czasie męki, po zmartwychwstaniu – wobec narastającej oczywistości faktów – taje jak śnieg na wiosnę. Najdłużej opierał się Tomasz. Jest pewny, że przed trzema dniami zabity i pogrzebany człowiek nie mógł wstać z grobu o własnej mocy. Broni się przed wiarą, bo nie chce się zgodzić na to, co niemożliwe. Gdy mu zebrani wspólnie Apostołowie ogłaszają radośnie: „Widzieliśmy Pana”, odpowiada: „Jeżeli nie ujrzę na rękach Jego przebicia gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej w bok Jego, nie uwierzę” (J 20, 25). Stawia warunki swojej wiary. Nie wystarcza, że go przyjaciele zapewniają. On musi własnym palcem dotknąć i sprawdzić. Po tygodniu Chrystus stanąwszy wśród uczniów zwrócił się wprost do Tomasza: „Włóż tu palec twój i oglądaj ręce moje, i wyciągnij rękę twoją, i włóż w bok mój, a nie bądź niewiernym, lecz wierzącym” (J 20, 27). Opór Tomasza się załamał. Stojąc przed żywym Chrystusem i dotykając śladów Jego ran, zgodził się na „niemożliwe”, uwierzył. Rzekł: „Pan mój i Bóg mój”. A Jezus odparł: „Uwierzyłeś dlatego, żeś mnie ujrzał. Tomaszu, błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20, 28-29).

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.